Po tych slowach zazwyczaj wybuchaja fanfary, rozwijaja sie papierowe trabki i generalnie jestesmy bardzo szczesliwi. Nastepnie dlugi okres oczekiwania, przeciez czekamy na dziecko i nie mozemy sie go doczekac. Niewazne ze ciezko, ze plecy bola, ze trudno znalezc wygodna pozycje do spania, przeciez to tylko przez kilka tygodni, pozniej nie bede tego pamietac. Pod koniec ciazy siedzimy jak na szpilkach a caly dom jest postawiony w stan najwyzszej gotowosci. Pozniej juz tylko porod, 2-3 dni w szpitalu i mozemy sie cieszyc naszym malenstwem, patrzec jak rosnie i sie rozwija, cieszyc sie kazdym dniem. Przy kolejnym dziecku plec jest juz dla nas obojetna, byle tylko wszystko bylo w porzadku.
Niestety nie wyszlo nam to tym razem.
I tak to sie zaczelo....
Majac juz dwojke dzieci od razu wiadomo ze cos jest na rzeczy. To sie po prostu czuje, test to tylko formalnosc, przeciez i tak wiesz jaki bedzie wynik. Niby bierzesz tabletki ale czesem sie zapomni, raz bierzesz rano, raz wieczorem, a czasem raz na dwa dni. Myslisz wiec o implancie tudziez innej dlugotrwalej formie antykoncepcji. O niczym nie trzeba pamietac przez conajmniej 3 lata. Juz nawet umawiasz sie na wizyte zeby to zalatwic i wtedy nagle Bam! Wiesz ze cos jest nie tak. Idziesz wiec do lazienki i sikasz na patyczka a kiedy wychodzac z lazienki trzymasz tego patyczka i idziesz z nim do meza to nie slyszysz okrzykow radosci a czapeczki nie spadaja z glow. Slyszysz natomiast "Ankaaaaaaaaaa....."
Dwoje a troje to nie jest duza roznica. Taaaa...
Jesli dzieci sa male, mam na mysli mala roznice wieku, jedno a dwoje duzej roznicy nie robi. Jesli jestes dobrze zorganizowana mama wszystko mozna ogarnac. Pierwsze dziecko ma 22 miesiace, pojawia sie drugie. Gratulacje! Wlasnie dolaczylas do ekskluzywnego klubu rodzicow dwojga dzieci ponizej 2 roku zycia. Czasem jest ciezko, szczegolnie jesli nie masz dziadkow pod reka ktorzy przyjda w odwiedziny lub zabiora pierwsza pocieche na dzien lub dwa zebys mogla "odpoczac". Wszystko jest zawsze na twojej glowie. Gotowanie, sprzatanie, opieka nad dziecmi. I tak dzien w dzien to samo. Raz na rok pojedziesz do Polski na dwa tygodnie. To nie sa wakacje. Jest to wyjazd ktory traktujesz bardziej jako obowiazek a nie odpoczynek, zeby dzieci mialy kontakt z rodzina, zeby wiedzialy ze slowo babcia czy dziadek to nie tylko pusty zlepek liter. Kto ma dzieci ten wie ze taki wyjazd to wiecej stresu niz relaksu, zaczynajac od przygod lotniskowych i na tym samym konczac. Pozniej juz po powrocie dzieci tez musza dojsc do siebie, dwa tygodnie rozwalonej rutyny, dziadkowe rozpieszczanie i noszenie na rekach, do tego roznica czasu. Efekt nienajlepszy. Ale wracajac do tematu. Twoje pierwsze dziecko skonczylo juz 3 latka, drugiemu roczek minal, a zaraz pozniej dowiadujesz sie ze to jednak nie wszystko czym matka natura postanowila cie obdarzyc. Myslisz sobie, przeciez jak sie Sara pojawila wcale tak ciezko nie bylo, wszystko mialo rece i nogi i jakos sie tej kupy trzymalo. Zobaczysz Anka, wszystko bedzie ok. Skoro jedno a dwoje duzej roznicy nie zrobilo to dwoje a troje tez nie powinno. Nic bardziej mylnego. Moze gdyby nie bylo takich komplikacji jakie byly od samego poczatku to bym miala inne zdanie na ten temat. Jednak nie zmienia to faktu ze na jednym dziecku ciazy juz obowiazek szkoly. Niby tylko 3 godziny dziennie ale przeciez dziecko samo tam nie pojdzie, a juz na pewno samo do domu nie wroci. Drugie dopiero co zaczelo chodzic i ze slodkiego noworodka zmienilo sie w istny huragan z tendencja do teleportacji. A brzuch znowu rosnie i to nie od czekolady. Cholera, a w koncu bylo widac efekty Skalpela, 8 kg mniej na liczniku a tu znowu do przodu. Ech...
Pierwsze trudnosci.
Przez kilka tygodni mecza cie nudnosci. Tylko z Erykiem mi sie poszczescilo i za bardzo nawet nie rozumialam co to jest. Pierwszy raz daly o sobie znac w ciazy numer 2. Wtedy to poranki i przedpoludnia przestaly byc milym doswiadczeniem. Ciaza numer 3 dala mi jednak do zrozumienia ze moze byc jeszcze bardziej interesujaco. Dlaczego tylko te pare godzin do 12 ma byc niemile? Przeciez wieczor na pewno czuje sie w tej kwestii poszkodowany. Trzeba dac po rowno...
Mniej wiecej w okolicach 8 tygodnia miednica tez o sobie przypomniala. Dysplazja stawu biodrowego plus rozejscie spojenia lonowego. Mhmmm, same cukierki. Na poczatku bylo nawet znosnie, tzn bolec bolalo ale mozna bylo jakos w miare normalnie funkcjonowac. Skierowali mnie nawet na fizjoterapie ktora tak naprawde w wiekszosci przypadkow nic nie daje. Cwiczenia nie robia zadnej roznicy, nie zmniejszaja bolu, a juz na pewno nie lecza tych przypadlosci ciazowych. Kto mial ten wie ze bol znika po porodzie. Po prostu trzeba sie troche pomeczyc.
I kolejny raz ciaza numer 3 dala mi do zrozumienia ze bol przy chodzeniu czy podnoszeniu sie z pozycji siedzacej lub lezacej to jeszcze nic. Dotarlo to do mnie kiedy poraz pierwszy upadlam na podloge i nie moglam sie podniesc. Kiedy bol byl tak ogromny ze nie bylam w stanie ruszac nogami a zeby doczolgac sie do lazienki od ktorej dzielilo mnie 5 metrow zajelo mi prawie 10 minut.
Na przeciwbolowych.
Bole miednicy bywaly czasem nieznosne. Do tego stopnia ze dostalam od poloznej czysta kodeine, zalecona podwojna i jednoczesnie maksymalna dawka. Braliscie kiedys kodeine? Mozna powiedziec ze to taka (w moim przypadku) darmowa marihuana. Jestes, ale cie nie ma. Patrzysz, ale nie widzisz. Slyszysz, ale nie sluchasz. Przytepia umysl ale skutecznie odwraca uwage od bolu. I tak do grudnia. W grudniu bole miednicowe zmniejszyly sie do tego stopnia ze nie potrzebowalam juz lekow przeciwbolowych. Z czasem ustaly. Jak sie pozniej okazalo grudzien szykowal dla mnie inne rewelacje.
Drugi trymestr.
Drugi trymestr ciazy to podobno najlepszy jej okres. To tu mijaja nudnosci a brzuch nie jest na tyle duzy i ciezki zeby sprawiac wiele trudnosci. Jednak pod koniec pierwszego trymestru pojawil sie dziwny bol w dole brzucha, nienaturalny, taki ktory mowi ci ze cos jest nie tak. I nie wazne co mowi wujek gugiel ze w ciazy takie zjawiska sa normalne a lekarze uspokajaja ze to minie i nie ma sie czym przejmowac. Ty po prostu wiesz swoje i juz. I nawet kiedy bol mija az w koncu znika calkowicie, lekarz mowi "a nie mowilam?" ty nadal wiesz swoje. Ty droga mamo masz swoja intuicje ktora w kwestiach dzieci bywa niezawodna. Ty wiesz najlepiej.
Drugi trymestr ciazy to takze dlugo wyczekiwany skan w okolicach 20-22 tygodnia. Tu dowiadujemy sie czy nasza dzidzia to chlopiec czy dziewczynka i czy ciaza przebiega bez problemow. Do tej pory pamietam ten moment w drugiej ciazy. Lzy szczescia plynely mi po policzku, jest upragniona dziewczynka, silna i zdrowa, a ciaza i pozniejszy porod to przyklady lepsze niz ksiazkowe. Teraz tez plakalam podczas skanu. I nie byly to lzy szczescia. Na skanie wyszly powazne komplikacje a plci nie byli w stanie okreslic.
Placenta praevia czyli lozysko przodujace. Stopien 4.
Jesli cos cie nie dotyczy to zazwyczaj sie tym nie interesujesz. Jesli twoja ciaza przebiega bezproblemowo to raczej nie masz tendencji do czytania o powiklaniach. Zaczynasz sie czyms interesowac kiedy dany problem pojawi sie u ciebie lub bliskiej ci osoby. Byc moze termin placenta praevia slyszysz poraz pierwszy, byc moze cos ci sie obilo kiedys o uszy ale do konca nie wiesz o co chodzi. Jesli znasz go bardzo dobrze to juz wiesz ze jest to jedno z najpowazniejszych powiklan ciazowych. Niewazne w ktorym tygodniu ciazy jestes, ryzyko poronienia jest bardzo wysokie, nawet jesli ciaza jest zaawansowana.
Czwarty stopien przodowania oznacza ze lozysko calkowicie zaslania szyjke macicy i uniemozliwia porod naturalny. "No to cesarka", mysle sobie, "zawsze to jakies nowe doswiadczenie". Lekarze nie rozumieja, co? Ale jak? Dlaczego? Przeciez nie jestem w grupie ryzyka, nie pije, nie pale, nie biore narkotykow, nie mialam wczesniej lozyska przodujacego ani cesarskiego ciecia, wiek tez ok. "Spokojnie, spokojnie, prosze sie nie denerwowac, 9 na 10 przypadkow dobrze sie konczy, lozysko przesuwa sie do gory i kobiety rodza piekne i zdrowe dzieci. Biorac pod uwage pani okolicznosci i historie poprzednich ciaz jestem pewna ze nalezy pani wlasnie do tej grupy" uspokajaja cie lekarze podczas wizyty kontrolnej w 24 tygodniu. Rzeczywiscie, prawdopodobienstwo jest male, ty sie dobrze czujesz i nie widzisz powodu zeby nagle polozyc sie plackiem w lozku. Nadal zawozisz dziecko do szkoly i je odbierasz, chodzisz na spacery, robisz zakupy, szukujesz sie do swiat, przeciez do wigilli juz tylko pare dni. Analizowanie swoich zachowan i wyborow, szczegolnie te w ktorych oskarzasz sie o egoizm, lekkomyslnosc, brak odpowiedzialnosci i lekcewazenie powagi sytuacji przychodzi do ciebie w tygodniu 26. W szpitalnym lozku na ktore trafilas po pierwszym krwotoku.
To juz nie przelewki.
Swieta, swieta i po swietach. Nie ma co robic, "aaa, poloze sie na chwile, odpoczne sobie", nie ma to jak uciac sobie krotka drzemke. Pamietacie kobitki wasze mlodziencze lata i to uczucie kiedy dostajecie okres. Szczegolnie rano, kiedy po obudzeniu wstajesz z lozka i pierwsze co czujesz to wlasnie To! Paskudna sprawa, tez tego nie lubie. Jestes zla, wsciekla na caly swiat, myslisz "Bozeee, znooowu, chyba pojde sie powiesic". Tym razem bylo inaczej. To nie byla zlosc - to byl strach. To nie byla wscieklosc - to byla panika. I nie byl to tylko zwykly okres. Jak w trakcie okresu wydalasz mniej wiecej szklanke krwi w ciagu tygodnia, tak teraz ta cala szklanka wylatuje z ciebie w przeciagu kilku sekund.
Dlaczego tak sie dzieje? I skad ta krew? Lozysko przodujace, stopien 4, jest nieelastyczne. W praktyce oznacza to tyle ze w miare postepu ciazy szyjka macicy ulega zmianom a w zwiazku z tym ze ma ona bezposredni kontakt z lozyskiem to wplywa na nie w bardzo niekorzystny sposob. Wyobrazcie sobie ze uderzasz w rozciagnieta gume. To twoje lozysko. W momencie uderzenia guma sie odgniata ale na koncu wraca do pierwotnego ksztaltu i dostosowuje sie do powierzchni. A teraz wyobrazcie sobie duza tabliczke czekolady. W momencie uderzenia ona sie po prostu lamie. I to twoje lozysko, nieelastyczne, a to co peka to jego naczynia krwionosne. Krew ktora niesie tlen i skladniki odzywcze dla dziecka wlasnie trafila na twoje spodnie i lozko. Im wiekszy krwotok tym wieksze zagrozenie dla zycia dziecka.
Czwarty stopien przodowania oznacza ze lozysko calkowicie zaslania szyjke macicy i uniemozliwia porod naturalny. "No to cesarka", mysle sobie, "zawsze to jakies nowe doswiadczenie". Lekarze nie rozumieja, co? Ale jak? Dlaczego? Przeciez nie jestem w grupie ryzyka, nie pije, nie pale, nie biore narkotykow, nie mialam wczesniej lozyska przodujacego ani cesarskiego ciecia, wiek tez ok. "Spokojnie, spokojnie, prosze sie nie denerwowac, 9 na 10 przypadkow dobrze sie konczy, lozysko przesuwa sie do gory i kobiety rodza piekne i zdrowe dzieci. Biorac pod uwage pani okolicznosci i historie poprzednich ciaz jestem pewna ze nalezy pani wlasnie do tej grupy" uspokajaja cie lekarze podczas wizyty kontrolnej w 24 tygodniu. Rzeczywiscie, prawdopodobienstwo jest male, ty sie dobrze czujesz i nie widzisz powodu zeby nagle polozyc sie plackiem w lozku. Nadal zawozisz dziecko do szkoly i je odbierasz, chodzisz na spacery, robisz zakupy, szukujesz sie do swiat, przeciez do wigilli juz tylko pare dni. Analizowanie swoich zachowan i wyborow, szczegolnie te w ktorych oskarzasz sie o egoizm, lekkomyslnosc, brak odpowiedzialnosci i lekcewazenie powagi sytuacji przychodzi do ciebie w tygodniu 26. W szpitalnym lozku na ktore trafilas po pierwszym krwotoku.
To juz nie przelewki.
Swieta, swieta i po swietach. Nie ma co robic, "aaa, poloze sie na chwile, odpoczne sobie", nie ma to jak uciac sobie krotka drzemke. Pamietacie kobitki wasze mlodziencze lata i to uczucie kiedy dostajecie okres. Szczegolnie rano, kiedy po obudzeniu wstajesz z lozka i pierwsze co czujesz to wlasnie To! Paskudna sprawa, tez tego nie lubie. Jestes zla, wsciekla na caly swiat, myslisz "Bozeee, znooowu, chyba pojde sie powiesic". Tym razem bylo inaczej. To nie byla zlosc - to byl strach. To nie byla wscieklosc - to byla panika. I nie byl to tylko zwykly okres. Jak w trakcie okresu wydalasz mniej wiecej szklanke krwi w ciagu tygodnia, tak teraz ta cala szklanka wylatuje z ciebie w przeciagu kilku sekund.
Dlaczego tak sie dzieje? I skad ta krew? Lozysko przodujace, stopien 4, jest nieelastyczne. W praktyce oznacza to tyle ze w miare postepu ciazy szyjka macicy ulega zmianom a w zwiazku z tym ze ma ona bezposredni kontakt z lozyskiem to wplywa na nie w bardzo niekorzystny sposob. Wyobrazcie sobie ze uderzasz w rozciagnieta gume. To twoje lozysko. W momencie uderzenia guma sie odgniata ale na koncu wraca do pierwotnego ksztaltu i dostosowuje sie do powierzchni. A teraz wyobrazcie sobie duza tabliczke czekolady. W momencie uderzenia ona sie po prostu lamie. I to twoje lozysko, nieelastyczne, a to co peka to jego naczynia krwionosne. Krew ktora niesie tlen i skladniki odzywcze dla dziecka wlasnie trafila na twoje spodnie i lozko. Im wiekszy krwotok tym wieksze zagrozenie dla zycia dziecka.
Jeszcze w domu krwotok slabnie, w szpitalu znika po nim slad. Lekarze oceniaja 250-500 ml. Zostajesz w szpitalu na pieciodniowej obserwacji i na sylwestra wracasz do domu. Po tym incydencie lekarze juz inaczej patrza na twoj przypadek i przestaja owijac w bawelne. "Szanse na przesuniecie sie pani lozyska sa praktycznie zadne. Prosze duzo lezec i odpoczywac, bedzie to mialo wplyw na dlugosc pani ciazy. Nie wolno pani biegac, uprawiac sportu ani wykonywac jakichkolwiek cwiczen. Najmniejsza aktywnosc fizyczna moze sie wiazac z kolejnym krwotokiem. Siedzenie i poruszanie ograniczyc do minimum typu posilek czy korzystanie z toalety". Wtedy przychodzi taki moment ze poraz pierwszy tak naprawde zaczynasz brac na powaznie to o czym wiesz juz od jakiegos czasu ale az do samego konca starasz sie wmowic sobie ze nie jestes tym jednym przypadkiem z dziesieciu ktoremu tym razem sie nie poszczescilo. Lekarze jednak wiedza ze nie uda ci sie donosic tej ciazy do konca. W 26 tygodniu dostajesz serie zastrzykow sterydowych na przyspieszenie rozwoju dziecka i jego narzadow wewnetrznych, pluc w szczegolnosci. Pomimo tego wszystkiego wracasz do domu i nadal wierzysz ze moze jednak uda ci sie urodzic w okolicach terminu.
Oby jak najdluzej.
Sylwester. Wypisuja cie domu. Na pozegnanie slyszysz od pielegniarek iz maja nadzieje ze juz sie wiecej nie spotkacie. W normalnych okolicznosciach takie slowa bylyby bardzo niemile, w tym przypadku jest calkowicie odwrotnie. Co wiecej, sama masz taka nadzieje. Po powrocie do domu twoim glownym zajeciem jest lezenie w lozku. Laptop, telefon i ksiazka staja sie twoimi najlepszymi przyjaciolmi. Czasem przeczytasz jakas ksiazke dzieciom ale zeby isc sie z nimi pobawic to juz nie wolno. Z jednej strony fajnie bo nie masz zadnych obowiazkow ale tak na dluzsza mete to nie polecam. Po tygodniu to juz cholery mozna dostac. Tylko lezysz i lezysz, oby jak najdluzej sie udalo. W urodziny swietujesz 30 tydzien ciazy. Szkoda tylko ze tort jesz w szpitalu.
Znowu ten szpital.
Dzis sa twoje urodziny, podwojna okazja do swietowania. Kolejny roczek minal a dzidzia ma juz 30 tygodni. Wszystko idzie zgodnie z planem. Milo spedzasz czas z rodzina, wieksza uroczystosc planujesz za kilka dni, zamawiasz tort. A gdy w koncu wszystko juz jest zaplanowane a tort stoi w lodowce, budzisz sie o 6 rano w dzien "imprezy" i po wizycie w lazience juz wiesz ze ten dzien nie nalezy do najlepszych. Szybko sie ubierasz, jesz sniadanie i na 8.30 jestes w szpitalu. Tym razem nie wyglada to powaznie. Krwotok byl bardzo maly, moznaby go porownac do zmiany koloru wydzieliny. Mimo to zostajesz w szpitalu na trzydniowej obserwacji. Jeszcze rece nie zdazyly sie dobrze wygoic po iglach a tu juz nowe wsadzaja. Tymczasem rodzina swietuje w domu, przeciez tort nie moze sie zmarnowac. Nastepnego dnia po poludniu maz przywozi pol tortu. Calkiem dobry, tylko apetytu jakos brak. Po dwoch kawalkach reszte dostaje nocna zmiana poloznych.
Cisza przed burza.
I znowu wracasz do domu i znowu lezysz. Tym razem nic powaznego sie nie dzialo, pobyt w szpitalu byl tylko profilaktyczny, nie martwisz sie na zapas. Poltora tygodnia po wypisie jedziesz na skan majacy na celu potwierdzenie pozycji lozyska. Okazuje sie ze w tej kwestii nic sie nie zmienilo. Widoczny na zdjeciu zlepek tkanek znajduje sie dokladnie tam gdzie nie powinien. Korzystajac z okazji prosisz o okreslenie plci. Lekarz mowi ze pozycja dziecka jest niekorzystna by prawidlowo okreslic plec ale raczej dziewczynka. Dzidzia w 32 tygodniu lezy w poprzek, do tego jest odwrocona tylem. Ledwo widac to co najbardziej cie interesuje. Mimo braku pewnosci weekend spedzasz na wybieraniu imienia. Lexi najbardziej przypada ci do gustu, mezowi niekoniecznie. Nie wiesz jeszcze ze wszystko to, to tylko cisza przed burza. Poniedzialkowy wieczor i noc dlugo pozostana w twojej pamieci.
Nie lubie poniedzialku.
Kolejny dzien i wieczor przelecial miedzy palcami. Zmeczona kladziesz sie spac w okolicach polnocy. Juz prawie zasypiasz gdy nagle zdajesz sobie sprawe ze cos jest nie tak. Czujesz sie tak jakos dziwnie, i... mokro! Wstajesz i czym predzej idziesz do lazienki. W tym czasie krew tryska jak z fontanny i nie ustaje nawet na chwile. To juz nie jest zwykly krwotok. Oprocz krwi pojawiaja sie tez skrzepy roznej wielkosci, najwiekszy rozmiarem przypomina dojrzala brzoskwinie. Pozniej dowiadujesz sie ze krwi i skrzepow bylo tak duzo ze zablokowaly toalete. W koncu przyjezdza karetka, sanitariuszka kladzie cie na podlodze w lazience. Jaka ta podloga zimna. Przez uchylone drzwi slyszysz jak placza dzieci, zbudzone halasem w srodku nocy. Twoja mama probuje je uspokoic ale sama tez placze. Przez ulamek sekundy dostrzegasz meza w drzwiach, blady jak sciana. Czujesz jak serce wali jak oszalale, cialem co chwile wstrzasaja dreszcze. Sanitariuszka mierzy cisnienie i puls, katem oka dostrzegasz 178, wiecej nie widac. Tak bardzo ci zimno, czujesz sie bardzo slabo i masz wrazenie ze zaraz usniesz. Diagnoza jest natychmiastowa, wstrzas hipowolemiczny spowodowany bardzo obfitym i naglym krwotokiem. Nie moga cie zabrac do szpitala, ryzyko zapasci jest zbyt duze. Zanim cie podniosa z lazienkowej podlogi musisz dostac dozylnie chlorpromazyne w trybie natychmiastowym. Sanitariuszka szykuje cie do kroplowki, wbija igle w zyle na rece. Cztery razy jej sie nie udalo, zyla juz zapadnieta. Dopiero za piatym razem miala wiecej szczescia na dloni. Tymczasem czujesz jak cala reka zaczyna dretwiec z bolu. Boli tak bardzo ze nie jestes w stanie jej wyprostowac, pozniej pojawia sie na niej siniak wielkosci jablka. Kroplowka dluzy sie w nieskonczonosc. Po wchlonieciu calego woreczka jest decyzja. Jedziemy do szpitala. Biorac pod uwage wszystkie objawy, szacowana ilosc utraconej krwi to ponad 2 litry. Samych skrzepow bylo okolo 15. Lekarze mowia ze wieksze skrzepy to 150 ml krwi, mniejsze do 100 ml.
Nie lubie poniedzialku.
Kolejny dzien i wieczor przelecial miedzy palcami. Zmeczona kladziesz sie spac w okolicach polnocy. Juz prawie zasypiasz gdy nagle zdajesz sobie sprawe ze cos jest nie tak. Czujesz sie tak jakos dziwnie, i... mokro! Wstajesz i czym predzej idziesz do lazienki. W tym czasie krew tryska jak z fontanny i nie ustaje nawet na chwile. To juz nie jest zwykly krwotok. Oprocz krwi pojawiaja sie tez skrzepy roznej wielkosci, najwiekszy rozmiarem przypomina dojrzala brzoskwinie. Pozniej dowiadujesz sie ze krwi i skrzepow bylo tak duzo ze zablokowaly toalete. W koncu przyjezdza karetka, sanitariuszka kladzie cie na podlodze w lazience. Jaka ta podloga zimna. Przez uchylone drzwi slyszysz jak placza dzieci, zbudzone halasem w srodku nocy. Twoja mama probuje je uspokoic ale sama tez placze. Przez ulamek sekundy dostrzegasz meza w drzwiach, blady jak sciana. Czujesz jak serce wali jak oszalale, cialem co chwile wstrzasaja dreszcze. Sanitariuszka mierzy cisnienie i puls, katem oka dostrzegasz 178, wiecej nie widac. Tak bardzo ci zimno, czujesz sie bardzo slabo i masz wrazenie ze zaraz usniesz. Diagnoza jest natychmiastowa, wstrzas hipowolemiczny spowodowany bardzo obfitym i naglym krwotokiem. Nie moga cie zabrac do szpitala, ryzyko zapasci jest zbyt duze. Zanim cie podniosa z lazienkowej podlogi musisz dostac dozylnie chlorpromazyne w trybie natychmiastowym. Sanitariuszka szykuje cie do kroplowki, wbija igle w zyle na rece. Cztery razy jej sie nie udalo, zyla juz zapadnieta. Dopiero za piatym razem miala wiecej szczescia na dloni. Tymczasem czujesz jak cala reka zaczyna dretwiec z bolu. Boli tak bardzo ze nie jestes w stanie jej wyprostowac, pozniej pojawia sie na niej siniak wielkosci jablka. Kroplowka dluzy sie w nieskonczonosc. Po wchlonieciu calego woreczka jest decyzja. Jedziemy do szpitala. Biorac pod uwage wszystkie objawy, szacowana ilosc utraconej krwi to ponad 2 litry. Samych skrzepow bylo okolo 15. Lekarze mowia ze wieksze skrzepy to 150 ml krwi, mniejsze do 100 ml.
Karetka zawozi cie do szpitala na porodowke. Jest 10 luty, 4:30 rano. Kilkanascie nastepnych godzin to transfuzja krwi i kroplowka ze skladnikami odzywczymi. Nawet nie wiesz kiedy zmieniaja woreczki, jestes polprzytomna. Najwazniejsze ze krwotok ustal a twoj stan jest stabilny. Monitor ktory podpieli do dziecka zaraz po przyjezdzie do szpitala rowniez pokazuje ze wszystko jest raczej w porzadku.
O 16.30 czujesz ze jest kolejny krwotok. Wciskasz guzik po polozna. Gdy przychodzi polozna i widzi co sie dzieje wybiega z pokoju po lekarzy. Po chwili wraca a gdy krwotok ustaje zabiera podklad z lozka by sprawdzic ilosc krwi. Tym razem 150-200 ml. W koncu przybiega lekarz ale zaraz znowu znika. Jest tylko jeden, cala reszta jest na salach operacyjnych. Gdy wraca zamienia z toba kilka slow. Plan jest taki ze nie wracasz juz do domu. Zostajesz w szpitalu pod nadzorem lekarskim az do porodu, ktory wstepnie planuja na 35 tydzien. To jeszcze 2 i pol tygodnia. Nie dane mi jednak bylo skosztowac tak dlugiej szpitalnej opieki. Cesarka miala miejsce nastepnego dnia o godzinie 18.
Na bloku operacyjnym.
Jakikolwiek krwotok w trakcie ciazy jest sprawa bardzo powazna. Dwa krwotoki w przeciagu niespelna 24 godzin - sama nie wiem jak to nazwac. Nastepnego dnia z samego rana przychodza do ciebie lekarze. Wchodza do twojej sali jeden po drugim. Razem z polazna i pielegniarka wokol twojego lozka gromadzi sie 7 osob. Planowana cesarka na godzine 14, poprzedzona skanem na pozycje lozyska i dziecka o godzinie 12. W duchu krzyczysz Nie! Nie zgadzam sie! To za wczesnie! Przeciez to jeszcze 2 miesiace do terminu! Niestety argumenty lekarzy zbilyby jakakolwiek linie obrony. Powracajace krwotoki w tygodniu 26, 30 i 32, coraz mniejsze odstepy miedzy krwawieniami i coraz wieksza utrata krwi. W przypadku kolejnego krwotoku ryzyko zarowno dla mnie jak i dla dziecka byloby zbyt duze. W razie braku natychmiastowej pomocy, np krwotok w nocy, skutki moglyby byc tragiczne.
Juz od dawna wiedzialas ze to bedzie cesarka. Jednak na ten moment zaskoczenia, ze to juz dzis i ze tak to sie wszystko ulozy, nie moglas sie przygotowac. Przeciez nie taki byl plan. Gdy decyzja juz zapadla najgorsze bylo to czekanie po skanie. Mija jedna godzina, druga, trzecia. Myslisz sobie "Matko boska, niech juz w koncu mnie potna bo zaraz zwariuje". Czas nieublaganie sie dluzy. Gdybys tylko mogla to bys latala w te i z powrotem po pokoju, nerwy nie pozwolilyby ci siedziec w miejscu. Przeciez to twoja pierwsza operacja w zyciu. W koncu przychodzi polozna i jedziesz na blok operacyjny. Przed operacja dostajesz znieczulenie przewodowe, takie dzieki ktoremu jestes przytomna podczas zabiegu. W pyte bolesne. Za chwile druga dawka, juz nie tak straszna. Zaraz potem klada cie na lozku, zakladaja cewnik i ukladaja w pozycji do ciecia. W miedzyczasie zaczela sie rowniez transfuzja krwi. Tym razem krew jest podgrzewana, w rurce widac male babelki, czujesz rozchodzace sie przyjemne cieplo. Zamykasz oczy i starasz sie nie myslec o niczym. Juz za chwile bedzie po wszystkim. Niby nic nie czujesz ale dokladnie wiesz kiedy operacja sie zaczyna. Na poczatku ruchy sa raczej delikatne, stopniowo jednak staja sie coraz bardziej "zdecydowane", momentami nawet nieprzyjemne kiedy czujesz rece lekarza pod zebrami. Pozniej maz potwierdza twoje odczucia, widzial rece lekarza "zanurzone" w brzuchu po lokcie. W koncu sie udalo! 11 lutego o godzinie 18:08 Ola sie urodzila.
Ola nie byla zwyklym noworodkiem. Przyszla na swiat majac (zaledwie) 32 tygodnie i 5 dni i wazac 1786g. To 2 miesiace przed terminem. Mowi sie ze wczesniaki to normalne dzieci, tylko troche mniejsze. Niestety nijak sie to ma do rzeczywistosci a ten kto tak twierdzi jest zwyklym ignorantem.
Pierwsze dni.
Jeszcze na sali operacyjnej czujesz ogromna ulge. Juz (prawie) po wszystkim. Koniec tej przekletej ciazy, koniec komplikacji, igiel w rekach i morza krwi. Wtedy jeszcze nie wiesz ze prawdziwa walka dopiero sie zaczyna. Walka ktora mozesz tylko obserwowac.
Chwile po porodzie widzisz swoje dziecko, malenkie, sliczne, zawiniete w kocyk. Tak bardzo chcesz je wziac na rece i przytulic ale nie mozesz. Chwila ktora chcesz zatrzymac pryska a dziecko zabieraja i z maska tlenowa na twarzy przewoza z sali operacyjnej na oddzial specjalnej troski. Ciebie tez pozniej przewoza ale zupelnie gdzie indziej. W nocy nie spisz dobrze. Wszedzie wokol swiezo upieczone mamy wraz ze swymi dziecmi, tylko ty samotna jak palec. Tez dopiero co urodzilas dziecko ale nie czujesz tego wcale. Jedyne co czujesz to to ze brzuch troche zmalal i stopniowo pojawiajacy sie bol. Nie slyszysz placzu swojego dziecka ani oddechu kiedy spi. Nie czujesz jego obecnosci. Mozesz jedynie patrzec na kilka zdjec ktore udalo sie zrobic jeszcze na sali operacyjnej, zanim znalazlo sie w inkubatorze na oddziale Orzeszkow. A najgorsze jest to ze nawet nie mozesz tam isc by je zobaczyc. W koncu emocje biora gore, oczy wypelniaja sie lzami i placzesz. Placzesz po cichu, w poduszke, zeby nikt nie slyszal. Nawet nie wiesz kiedy zasypiasz. O 6 rano budzi cie polozna, minelo 12 godzin od cesarki, pora wstawac na nogi. Ledwo jestes w stanie sie podniesc do pozycji siedzacej, bol niczym noz wrzyna sie w cialo z kazdym ruchem. Nie wyobrazasz sobie stania o wlasnych silach skoro samo siedzenie i proby podnoszenia sprawiaja tyle trudnosci i bolu. Wiesz jednak ze im szybciej to zrobisz tym szybciej dojdziesz do siebie. Zaciskasz wiec zeby i powoli stawiasz pierwsze kroki. Na poczatku troche nieporadnie ale z czasem mozesz sie nawet wyprostowac. Po 7 masz juz za soba pierwszy spacer na oddzial wczesniakow. Pielegniarka z recepcji zaprowadza cie do jednego z inkubatorow. Z jednej strony tak bardzo sie cieszysz lecz z drugiej tak bardzo chce ci sie plakac. Ola jest malenka. Rece i nozki przypominaja patyczki, skora jest czerwono-szara. Gdybys tylko mogla ja dotknac glowka zmiescilaby ci sie w dloni. Gdybys tylko mogla... Ale nie mozesz. W celu zmniejszenia ryzyka infekcji kontakt cielesny jest ograniczony tylko do niezbednych czynnosci. Dla dobra dziecka wolisz poczekac az lekarze powiedza ze jest to bezpieczne. I wszedzie te kable i rurki! Kable i rurki podlaczone do Oli i do sprzetu medycznego ktorego nazwy nie jestes nawet w stanie powtorzyc. Rurka w buzi, aparat tlenowy w nosie, raczka z kroplowka unieruchomiona, jedna stopka owinieta malym bandazem z czytnikiem rejestrujacym bicie serca i jeszcze jakies inne rzeczy ale nie za bardzo rozumiesz jakie, druga stopka obklejona plasterkami po pobieraniu krwi, oczy zasloniete maska. Widok cie szokuje, nie spodziewalas sie raczej takiego widoku. Co chwile odzywa sie alarm. Co chwile podchodzi pielegniarka i wciska jakis guzik na monitorze zeby go wylaczyc. Przy inkubatorze spedzasz nie wiecej jak 10 minut. Bezsilnosc cie przytlacza, nie wiesz co ze soba zrobic, a juz na pewno nie jestes w stanie zeby zostac tam dluzej. Z kazdym ruchem brzuch przeszywa ostry bol. Wracasz na swoj oddzial zeby sie polozyc. Po chwili przychodzi pielegniarka i przynosi jakies leki. Na pewno przeciwbolowe. Zasypiasz, nawet nie wiesz kiedy.
Jakikolwiek krwotok w trakcie ciazy jest sprawa bardzo powazna. Dwa krwotoki w przeciagu niespelna 24 godzin - sama nie wiem jak to nazwac. Nastepnego dnia z samego rana przychodza do ciebie lekarze. Wchodza do twojej sali jeden po drugim. Razem z polazna i pielegniarka wokol twojego lozka gromadzi sie 7 osob. Planowana cesarka na godzine 14, poprzedzona skanem na pozycje lozyska i dziecka o godzinie 12. W duchu krzyczysz Nie! Nie zgadzam sie! To za wczesnie! Przeciez to jeszcze 2 miesiace do terminu! Niestety argumenty lekarzy zbilyby jakakolwiek linie obrony. Powracajace krwotoki w tygodniu 26, 30 i 32, coraz mniejsze odstepy miedzy krwawieniami i coraz wieksza utrata krwi. W przypadku kolejnego krwotoku ryzyko zarowno dla mnie jak i dla dziecka byloby zbyt duze. W razie braku natychmiastowej pomocy, np krwotok w nocy, skutki moglyby byc tragiczne.
Juz od dawna wiedzialas ze to bedzie cesarka. Jednak na ten moment zaskoczenia, ze to juz dzis i ze tak to sie wszystko ulozy, nie moglas sie przygotowac. Przeciez nie taki byl plan. Gdy decyzja juz zapadla najgorsze bylo to czekanie po skanie. Mija jedna godzina, druga, trzecia. Myslisz sobie "Matko boska, niech juz w koncu mnie potna bo zaraz zwariuje". Czas nieublaganie sie dluzy. Gdybys tylko mogla to bys latala w te i z powrotem po pokoju, nerwy nie pozwolilyby ci siedziec w miejscu. Przeciez to twoja pierwsza operacja w zyciu. W koncu przychodzi polozna i jedziesz na blok operacyjny. Przed operacja dostajesz znieczulenie przewodowe, takie dzieki ktoremu jestes przytomna podczas zabiegu. W pyte bolesne. Za chwile druga dawka, juz nie tak straszna. Zaraz potem klada cie na lozku, zakladaja cewnik i ukladaja w pozycji do ciecia. W miedzyczasie zaczela sie rowniez transfuzja krwi. Tym razem krew jest podgrzewana, w rurce widac male babelki, czujesz rozchodzace sie przyjemne cieplo. Zamykasz oczy i starasz sie nie myslec o niczym. Juz za chwile bedzie po wszystkim. Niby nic nie czujesz ale dokladnie wiesz kiedy operacja sie zaczyna. Na poczatku ruchy sa raczej delikatne, stopniowo jednak staja sie coraz bardziej "zdecydowane", momentami nawet nieprzyjemne kiedy czujesz rece lekarza pod zebrami. Pozniej maz potwierdza twoje odczucia, widzial rece lekarza "zanurzone" w brzuchu po lokcie. W koncu sie udalo! 11 lutego o godzinie 18:08 Ola sie urodzila.
Ola nie byla zwyklym noworodkiem. Przyszla na swiat majac (zaledwie) 32 tygodnie i 5 dni i wazac 1786g. To 2 miesiace przed terminem. Mowi sie ze wczesniaki to normalne dzieci, tylko troche mniejsze. Niestety nijak sie to ma do rzeczywistosci a ten kto tak twierdzi jest zwyklym ignorantem.
Pierwsze dni.
Jeszcze na sali operacyjnej czujesz ogromna ulge. Juz (prawie) po wszystkim. Koniec tej przekletej ciazy, koniec komplikacji, igiel w rekach i morza krwi. Wtedy jeszcze nie wiesz ze prawdziwa walka dopiero sie zaczyna. Walka ktora mozesz tylko obserwowac.
Chwile po porodzie widzisz swoje dziecko, malenkie, sliczne, zawiniete w kocyk. Tak bardzo chcesz je wziac na rece i przytulic ale nie mozesz. Chwila ktora chcesz zatrzymac pryska a dziecko zabieraja i z maska tlenowa na twarzy przewoza z sali operacyjnej na oddzial specjalnej troski. Ciebie tez pozniej przewoza ale zupelnie gdzie indziej. W nocy nie spisz dobrze. Wszedzie wokol swiezo upieczone mamy wraz ze swymi dziecmi, tylko ty samotna jak palec. Tez dopiero co urodzilas dziecko ale nie czujesz tego wcale. Jedyne co czujesz to to ze brzuch troche zmalal i stopniowo pojawiajacy sie bol. Nie slyszysz placzu swojego dziecka ani oddechu kiedy spi. Nie czujesz jego obecnosci. Mozesz jedynie patrzec na kilka zdjec ktore udalo sie zrobic jeszcze na sali operacyjnej, zanim znalazlo sie w inkubatorze na oddziale Orzeszkow. A najgorsze jest to ze nawet nie mozesz tam isc by je zobaczyc. W koncu emocje biora gore, oczy wypelniaja sie lzami i placzesz. Placzesz po cichu, w poduszke, zeby nikt nie slyszal. Nawet nie wiesz kiedy zasypiasz. O 6 rano budzi cie polozna, minelo 12 godzin od cesarki, pora wstawac na nogi. Ledwo jestes w stanie sie podniesc do pozycji siedzacej, bol niczym noz wrzyna sie w cialo z kazdym ruchem. Nie wyobrazasz sobie stania o wlasnych silach skoro samo siedzenie i proby podnoszenia sprawiaja tyle trudnosci i bolu. Wiesz jednak ze im szybciej to zrobisz tym szybciej dojdziesz do siebie. Zaciskasz wiec zeby i powoli stawiasz pierwsze kroki. Na poczatku troche nieporadnie ale z czasem mozesz sie nawet wyprostowac. Po 7 masz juz za soba pierwszy spacer na oddzial wczesniakow. Pielegniarka z recepcji zaprowadza cie do jednego z inkubatorow. Z jednej strony tak bardzo sie cieszysz lecz z drugiej tak bardzo chce ci sie plakac. Ola jest malenka. Rece i nozki przypominaja patyczki, skora jest czerwono-szara. Gdybys tylko mogla ja dotknac glowka zmiescilaby ci sie w dloni. Gdybys tylko mogla... Ale nie mozesz. W celu zmniejszenia ryzyka infekcji kontakt cielesny jest ograniczony tylko do niezbednych czynnosci. Dla dobra dziecka wolisz poczekac az lekarze powiedza ze jest to bezpieczne. I wszedzie te kable i rurki! Kable i rurki podlaczone do Oli i do sprzetu medycznego ktorego nazwy nie jestes nawet w stanie powtorzyc. Rurka w buzi, aparat tlenowy w nosie, raczka z kroplowka unieruchomiona, jedna stopka owinieta malym bandazem z czytnikiem rejestrujacym bicie serca i jeszcze jakies inne rzeczy ale nie za bardzo rozumiesz jakie, druga stopka obklejona plasterkami po pobieraniu krwi, oczy zasloniete maska. Widok cie szokuje, nie spodziewalas sie raczej takiego widoku. Co chwile odzywa sie alarm. Co chwile podchodzi pielegniarka i wciska jakis guzik na monitorze zeby go wylaczyc. Przy inkubatorze spedzasz nie wiecej jak 10 minut. Bezsilnosc cie przytlacza, nie wiesz co ze soba zrobic, a juz na pewno nie jestes w stanie zeby zostac tam dluzej. Z kazdym ruchem brzuch przeszywa ostry bol. Wracasz na swoj oddzial zeby sie polozyc. Po chwili przychodzi pielegniarka i przynosi jakies leki. Na pewno przeciwbolowe. Zasypiasz, nawet nie wiesz kiedy.